Blog dietetyczny,  Wywiady

„Każda pomoc jest dobra i do każdej macie prawo” – rozmowa o chorobie i dążeniu do zdrowia z Darią Dorawą-Goch

W mojej pracy spotykam się najczęściej z trudnymi przypadkami – w dietoterpii i wspomaganiu żywieniowym różnych (często ciężkich) chorób muszę liczyć się z tym, że biorę za człowieka odpowiedzialność. Taką odpowiedzialność codziennie na świecie bierze na swoje barki miliony osób, które pracują w służbie zdrowia. To często od nich zależy, czy pacjent wydobrzeje i zachowa zdrowie, a często też…życie.

Poniższy wywiad przeprowadziłam z dziewczyną, którą dotknęła bardzo ciężka choroba w bardzo młodym wieku. Daria jest osobą, za którą wzięło odpowiedzialność wielu ludzi, ale przede wszystkim – ona sama. Nigdy nie możemy przestać walczyć o siebie, bo nasze życia to ta wartość, która dla nas samych ma największe znaczenie.

To, co Daria przekazała mi w tym wywiadzie, porusza dogłębnie i niech będzie inspiracją dla tych, którzy muszą się na codzień zmagać z chorobą.Oto Daria Dorawa-Goch i jej historia.

*

Susie: Daria, opowiedz coś o sobie – kim jesteś, co robisz w życiu, jak się dzisiaj czujesz. 
Daria: Cześć Zuza! Jak sama wiesz, jestem 25- letnią dziewczyną, która interesuje się wszystkim po trochu. Najbardziej jednak ukochałam sobie ostatnio nauki i książki. Na co dzień pracuję w obsłudze klienta w dziale skandynawskim i obecnie buduję z mężem swoje własne cztery kąty!

 

Ten wywiad nie jest łatwy, bo będziemy rozmawiać o tym, co przeszłaś, a było to…

Nic, co zostawia zadrę w życiu młodego człowieka nie jest łatwe. Dla niektórych mógłby to być wypadek, odsunięcie się kogoś bliskiego lub śmierć przyjaciela. Mnie życie uraczyło nowotworem płuc. Powiem Ci szczerze, że absolutnie się tego nie spodziewałam.

 

Ile miałaś lat, jak zachorowałaś na nowotwór?

Było to w 2016 roku, a więc przed moimi 23 urodzinami. Dosłownie, bo wyrok dostałam miesiąc przed nimi.

 

Statystyki są nieubłagane – do 2050 r. co trzecia osoba zachoruje na nowotwór. Często dotyczy to osób starszych, a osoby młode rzadko chorują. Co oznacza nowotwór dla tak młodej osoby i jej bliskich?

Dla mnie początkowo zawalił się świat. Wiesz zresztą, jak ludzie do tego podchodzą. Raki i nowotwory kojarzą się tylko ze śmiercią, bo bardzo mało badań potwierdzających skuteczne leczenie jest ukazywane światu. Ludzie wolą napędzać się strachem. Osobiście byłam przerażona. Jeszcze do niedawna wszystko stało przede mną otworem, a tu nagle okazało się, że nie mam pewności co będzie za miesiąc…
Moi bliscy też to przeżywali, jednak od ich emocji skutecznie mnie odcięli – chyba nie chcieli, abym widziała w nich lęk. Może to i dobrze. Gdyby mój mąż załamał się tak jak ja, najprawdopodobniej kupowałabym sobie trumnę, a nie myślała o walce. :- )

 

Jak długo zmagałaś się z leczeniem? Opowiesz o tym?

Od objawów do postawienia diagnozy minęło dobre pół roku…jak nie ponad, ponieważ pierwsze symptomy zaczęły się w grudniu. Przewlekłe zapalenia płuc pojawiały się średnio raz w miesiącu, do tego świszczący oddech i problemy z normalnym oddychaniem. Koszmarnie się męczyłam, dusił mnie kaszel. Lekarze bagatelizowali objawy. Zapewne dlatego, że żaden z nich nie spodziewał się nowotworu u tak młodej osoby. Leczono mnie na alergie, astmy, zapalenie migdałków, zatoki… wszystko, co tylko przyszło im do głowy. W lipcu zaczęło się krwioplucie. I wtedy chyba się wystraszyłam i wzięłam sprawy we własne ręce. Poszłam po skierowanie do szpitala, gdzie też podeszli do mnie z dystansem, ale na całe szczęście mnie przyjęli.

Pamiętam, jak technik badał mnie TK i po wyjściu z jego biura już miałam przeczucie, że coś jest nie tak.
„To powodzenia i lecz się, dzieciaku.”, usłyszałam. On najpewniej już wiedział.
Potwierdzenie choroby wyszło w badaniu bronchoskopowym – na znieczuleniu miejscowym gardła wkładają rurkę do płuc i oglądają wszystko od wewnątrz. Okropne i…skuteczne. Później miałam te badanie jeszcze cztery razy.
O nowotworze dowiedziałam się w przeciągu tygodnia. Miałam konsylium, utworzono mi kartę DILO (szybka terapia onkologiczna), ustalono termin operacji i potem trzeba było czekać do 26 września. Jedyne, z czego się cieszę to to, że nowotwór mojego typu był odporny na chemię i radioterapię – nie byłam jej poddana – oraz był na tyle mały, że mogli wyciąć mi go wraz z jednym płatem, a nie wszystkimi.

 

Czy rozprawiłaś się z chorobą na amen?

Obecnie mam już podstawowe badania. Onkolodzy i torakochirurdzy dali mi spokój. W lipcu 2018 miałam ostatnią bronchoskopię, gdzie jeden z lekarzy powiedział, że nie widać nawet blizny pooperacyjnej :- )

 

Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o to jako dietetyk…Czy stosowałaś dietę jako wsparcie leczenia?

Początkowo i tak mało co jadłam, jednak później trochę o tym poczytałam. Żałuję, że nie miałam wsparcia ani dietetyka, ani psychologa i ze wszystkim musiałam radzić sobie sama. „Nowotworowcy” generalnie nie mają apetytu, nie tylko przez chemię, jaka niszczy ich organizm, ale przez samą świadomość tego, że ich życie może niebawem się skończyć.
Książkę o żywieniu znalazłam w internecie – jest w niej mnóstwo przepisów: od niskokalorycznych, po wysokokaloryczne, bogate w niezbędne witaminy oraz składniki, po które nie sięgnęłabym na co dzień.
Mam ją do dzisiaj i uważam, że jest świetnym wsparciem dla mnie i moich bliskich – dieta antyrakowa w końcu to nie tylko jedzenie, gdy jest się chorym.

 

Jaki jest tytuł tej książki, z której korzystałaś? Może czytelnicy zechcą do niej zajrzeć.
 
„Kuchnia antyrakowa” wydawnictwa Publicat.

 

To dobra publikacja. Myślę, że ostatnią rzeczą, jaką chciałaby robić osoba z nowotworem, jest czytanie skomplikowanych badań naukowych. Masz jakiś ulubiony przepis z tej książki?

Wiesz co? Tam były naleśniki na wodzie z serem i szpinakiem. Są cudowne!

 

Pozostając w temacie diety – Daria, co uważasz o dietach alternatywnych w kontekście leczenia nowotworów?

Jestem na tak, to oczywiste, pod warunkiem, że nie zaniedbujemy podstawowego leczenia, jakim jest onkologia. Organizm potrzebuje wsparcia w walce z chorobą i tylko odpowiednie jedzenie oraz samopoczucie jest w stanie mu to zapewnić. Niestety, spotkałam się w szpitalu z osobami, które rezygnowały z onkologii na rzecz soków i tego typu innych rzeczy. To smutne.

 

Niestety. Badacze podkreślają, że odpowiednie odżywienie pacjentów onkologicznych poprawia rokowania i przeżywalność. Wspaniale jest, gdy się w ogóle je. Często już nawet nie ważne, co – byle jeść.
Dario, w tym całym procesie uczestniczą nie tylko chorzy, ale i ich rodzina. O czym muszą pamiętać bliscy chorującego na nowotwór?
 

Ciężko stwierdzić. Nowotwór jest chorobą, która dotyka nie tylko chorego, ale również i ich. Wydaje mi się, że tutaj ważna jest obopólna chęć bycia ze sobą i słuchania siebie. Szukanie pomocy u specjalistów. W moim domu na niekorzyść wyszło to, że udawaliśmy, że temat nie istnieje. Dusiliśmy to w sobie i staraliśmy się żyć normalnie. Niestety, nie jest to grypa, a coś, co wywraca świat do góry nogami. Niesie myśl o śmierci. Dlatego warto o tym rozmawiać, poruszać wszystkie możliwe tematy z tym związane. Nawet te najgorsze. Nie bagatelizować chęci rozmowy na temat umierania. Chociaż wiem, że to trudne. Nie mówić, żeby dać spokój, bo wszystko będzie dobrze- tego nigdy się nie wie. Wspierać się wzajemnie i nie dusić w sobie tych wszystkich pytań oraz emocji. Są naturalne.

 

Rozumiem. Uwaga, teraz będzie pytanie bardzo osobiste. W jaki sposób zmieniło Cię to doświadczenie?

Choroba pozwoliła mi w jakimś stopniu pogodzić się ze śmiercią i doceniać dni. Zrozumiałam to, że lęk przed tym zjawiskiem jest naturalny. Kiedy jest się młodym człowiekiem, ma się wrażenie, że można wszystko, bo do ramion kostuchy jeszcze daleka droga. To zupełnie inny rodzaj świadomości, gdy widmo śmierci faktycznie zaczyna kręcić się wokół ciebie, wiesz? Już nigdy w życiu nie powiem, że na coś trzeba umrzeć. Nawet w żartach. Bo ze śmiercią ewidentnie nie ma żartów. Dzięki chorobie zaczęłam szanować również siebie. Zauważyłam, że życie jest bardzo kruche i należy z niego korzystać. Nie boję się podejmować ryzyka. Przestałam zajmować się tym, czego nie lubiłam lub mnie unieszczęśliwiało. Nie patrzę na innych, na ich zdanie. Bo to nie oni są najważniejsi, tylko ja sama. Stałam się bardziej cierpliwa, nie przejmuję się błahostkami, na które nie mam wpływu. Wcześniej robiłam to nagminnie. Wybiegałam w przyszłość, snułam wnioski i panikowałam, choć było to bezpodstawne. Teraz, dopóki nie mam pewności, po prostu czekam.

 

Co dało Ci najwięcej siły podczas walki z chorobą?
 
Mój mąż. Wtedy jeszcze chłopak. Bałam się tego, że choroba zwycięży nasz związek i finalnie zostanę sama. Wiesz, kiedy wszystko się psuje, masz najczarniejsze myśli. Piotr był przy mnie w najgorszych momentach. Dawał mi swojej siły, kiedy ja już nie miałam. Jego obecność oraz myśl, że nie jestem sama w chorobie, była dla mnie ważna.

 

Dario, dziękuję ci za ten wywiad. Jestem poruszona. Co przekażesz osobom, które walczą z nowotworem? Czy masz dla nich rady, jak poradzić sobie z chorobą?

Każdy człowiek jest inny i zapewne każdy ma swój sposób na to, aby sobie radzić. Jednak ważne jest to, aby chorzy wiedzieli, że mają prawo się bać, czuć niepewnie, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro. Mają prawo czuć się niesprawiedliwie, nie fair bo dotknęło to właśnie ich samych. Te wszystkie emocje są tak samo dobre, jak pozytywne nastawienie. Nie ma jednej, magicznej receptury na walkę z nowotworami. Nie bójcie się szukać pomocy u specjalistów: psycholog, psychiatra. Każda pomoc jest dobra i do każdej macie prawo.

 

Główne zdjęcie Darii i Piotra wykonał Wojtek Hnat. 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.