karmienie piersią dwójki dzieci
Blog dietetyczny

Karmienie w tandemie – moja historia

Karmienie w tandemie przed tym, jak zaczęłam je uskuteczniać, wydawało mi się proste. Ot, przecież to naturalna konsekwencja posiadania dzieci krótko po sobie. Przecież karmiłam przez 13 miesięcy swoje pierwsze dziecko i było to proste i przyjemne. Rzadko mnie irytowało. Urodził się synek i córka stwierdziła, że jednak do piersi wróci…I zaczął się koszmar! Czy coś poszło nie tak?

Karmienie w tandemie – moja historia

Od początku. Moja córeczka urodziła się w 2018 roku i od początku karmiłam ją naturalnie. Jako świeżo upieczona mama nie wgłębiałam się tak mocno w następstwa smoczkowania, dlatego w 2 dobie życia moja córka dostała smoczek. Ja, okropnie wyczerpana po szesnastogodzinnym porodzie, w końcu poszłam spać. Później córka miała problemy z przybieraniem na masie ciała, nie mogła wyjść z żółtaczki fizjologicznej i przez cały czas była niespokojna – wszystko to przez ograniczenie piersi. Nie połączyłam tego ze smoczkiem, olśnienie przyszło dużo później.

Gdy mała miała 8 miesięcy, to zaszłam w drugą ciążę (dzisiaj wiem, że im mniej ssania, tym szybciej wraca płodność). Pokarm stopniowo zaczął zanikać, aż w końcu, w 5. miesiącu ciąży, pojechaliśmy na wakacje i…wróciłam już bez laktacji. Już wcześniej podejrzewałam, że córka ssie “pustą” pierś, gdyż po uciśnięciu brodawki mleko nie chciało lecieć. W dodatku lekarz prowadzący jasno określił swoje stanowisko w karmieniu podczas ciąży – do 6 miesiąca odstawić dziecko od piersi. Cóż, sama się odstawiła. A lekarz, jak to lekarz – miał swoje zdanie, choć w literaturze absolutnie nie znalazłam żadnego potwierdzenia tej praktyki. 😉

Odetchnęłam trochę z ulgą, bo w ciąży moje piersi były centrum tkliwości wszechświata i często wierciłam się niespokojnie, gdy córka zasypiała z piersią w buzi. Czułam ogromną irytację, gdy miałam ją karmić.

Ale jednak kiedy już kompletnie się odstawiła, to było mi bardzo smutno, że córka zasypia sama i już mnie nie potrzebuje. Znalazła sobie substytut – silikonowego smoczka w kokardki. Jakby kompletnie alogicznie i na przekór temu, co czułam w ciąży (niechęć do karmienia), próbowałam ją nieśmiało zachęcać do piersi w momencie, gdy była smutna, alko ząbkowała. Próbowałam wtedy podawać jej pierś, ale ona pluła i uciekała. W końcu pogodziłam się w tym, że nigdy nie będę karmić w tandemie.

Poród i wznowienie laktacji

Pod koniec ciąży, gdy piersi stały się znowu aktywne, myśli o karmieniu w tandemie zaczęły wracać. Z radością przyglądałam się wypływającej siarze i nie mogłam się doczekać karmienia. Słyszałam od bliskich, że powinnam spróbować karmienia w tandemie. Padały pytania od zaprzyjaźnionych położnych i koleżanek, czy zamierzam się zdecydować. I tak – ja bardzo chciałam, chociaż absolutnie nie wiedziałam, jak się za to zabrać i jak przekonać moją córkę do powrotu. Na tamtym etapie córka polubiła fortyfikowane mleko roślinne i to właśnie przy nim zasypiała.

Ale karmienie w tandemie nie dawało mi spokoju. Czytałam na forach i słuchałam z wytężeniem swoich koleżanek, że starszaki często chcą wrócić do piersi, gdy zobaczą, że noworodek się przystawia. Szczerze w to nie wierzyłam.

Kiedy urodziłam syna, to laktacja ruszyła pełną parą. Zrezygnowałam ze smoczka, młody ciągle wisiał na piersi, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało. Czułam przeogromny laktacyjny haj, kiedy karmiłam syna. Byłam w szpitalu przeszczęśliwa i spełniona. Spędzałam czas tylko z synkiem, śpiąc z nim i karmiąc go. Tak nam upłynęły niemal trzy doby, a po trzech dobach wróciliśmy do domu. Karmiłam bez większych przeszkód, miałam tylko ogromne nawały i syn krztusił się pokarmem. W tamtym momencie zapragnęłam, żeby córka wyssała cały ten naddatek, ale ona nie była chętna. Zbierałam więc mleko i dokarmiałam ją wieczorami z butelki swoim mlekiem.

Córka początkowo ignorowała brata, lecz wyraźnie przeszkadzał jej fakt karmienia piersią.

Obojętność córki nie trwało długo. Z biegiem czasu zaczęła być potwornie zazdrosna o pierś. Trzy tygodnie później sama o nią poprosiła zwyczajnie pokazując na pierś i jęcząc “to, to, to!”. No cóż…więc usiadłam wygodnie na kanapie, mocniej chwyciłam noworodka, a drugą pierś podałam córce.

Piła, jakby nigdy nie zapomniała jak to się robi! Ale dla mnie to było za dużo! Te wszystkie zęby, ta siła ssania, okropnie bolało. Czułam wielką dysproprcję w sille ssania. Córka jadła zdecydowanie, siła była jakby połączyć laktator z odkurzaczem. Sprawiało mi to ból. Bałam się, że odstawienie córki to będzie jeszcze gorszy okres i cios w jej psychikę.

Byłam w szoku, bo pojawiły się negatywne emocje. A to był dopiero początek…

Histeria

Córka należała do tych dzieci, które były bardzo spokojne. Z piersi jadła ładnie, miała dobrą technikę, karmienie nie bolało. Teraz, po tylu miesiącach bez karmienia jej i mając na piersi noworodka, który zasysał bardzo delikatnie, wręcz subtelnie, przystawienie do piersi starszaka stało się mało przyjemnym  doświadczeniem. Chciałam jak najwięcej czasu spędzać z noworodkiem, poświęcić mu jak najwięcej uwagi, doświadczać tego ogółu bycia z malutkim dzieckiem. W tym perfekcyjnym obrazku pojawił się wymagający starszak, który stwierdził, że także chce być malutki.

Albo oboje – albo wcale

Nie mogłam nakarmić syna bez córki. 

Gdy córka widziała, że przystawiam syna do piersi, to z jej gardła dobywał się potworny WRZASK. RYK. HISTERIA. Nie taki płacz – “wymuszacz”. Takie coś znałam wcześniej. To było coś innego, coś potwornie pierwotnego, osobista tragedia, która wydawała mi się kuriozalna i nie potrafiłam jej zrozumieć.

Nic nie dawało zachęcanie picia herbatek, wody, soków, mleka (czy nawet mojego mleka z piersi) z butelki. Tulenie bez piersi, noszenie, śpiewanie, obwijanie kocykiem, odwrócenie uwagi. Nic nie dawało spokojnie tłumaczenie, że teraz jest czas dla dzidzi, a córka przecież może jeść te wszystkie pyszności, jak owoce, warzywa, chlebek z masłem, babeczki, makaron, zupki czy jej ulubione parówki z keczupem. NIC. W najbardziej ekstremalnych sytuacjach musiałam chować się w pokoju i zamykać drzwi, aby córka nie widziała, że karmię piersią jej braciszka.

Czułam się winna.

Pojawiało się dużo różnych emocji, których nie rozumiałam, próbowałam je wszystkie przemyśleć w wolnej chwili. Identyfikacja tych wszystkich emocji była dla mnie trudna i męcząca. Wiedziałam, że czuję złość na starszaka, bo przeszkadza mi i w sposób bardzo nachalny probuje pozyskać moją uwagę – była jak czarna dziura. Jej potrzeby stały się najważniejsze, jej nocne płacze, jej wymagania…wszystko to zaczęło coraz bardziej eskalować. Byliśmy oboje załamani i na skraju wyczerpania psychicznego. Krzyk pojawiał się na ustach rano, potem trwał przez cały dzień i kończył każdy wieczór. Syn bał się tego krzyku i też krzyczał.

To była spirala stresu, z którą codziennie przegrywałam.

Trudne emocje

Jak już wspomniałam – czułam się okropnie odczuwając negatywne emocje. Przecież jako matka nie mogę ich czuć, prawda? Wyrzucałam sobie, że jestem złą matką, ponieważ zaniedbuję potrzeby starszego dziecka i z pewnością nie rozumiem jego uczuć. Ja, czytająca Jaspera Juula i poradniki parentingowe, przepracowująca każdą sytuację, starająca się zrozumieć, co jest grane, nie mogłam sobie z tym poradzić.

Skomplikowana mieszanka emocji, którą doświadczałam, powodowała frustrację i złość. Oliwy do ognia dolewało permanentne zmęczenie, nocne karmienie na dwie piersi, poranne histerie i kompletny brak czasu na zadbanie o swoje potrzeby. Ciężko mi teraz ocenić, czy to bardziej jest historia o trudach macierzyństwa z dziećmi rok po roku, czy bardziej o trudności karmienia tandemowego, bo to wszystko mocno się ze sobą zrosło i jedno wynika z drugiego…

Czułam irytację, gdy córka dostawiała się do piersi, szarpała ją, podgryzała dla zabawy. Odpychała się rączkami, wbijała paznokcie. Złość kotłowała się we mnie, buzowała we mnie. Pragnęłam, żeby to się jak najszybciej skończyło. 

Oderwanie od rzeczywistości

Czułam się przez dwa miesiące jakbym była oderwana od swojego ciała. Jakby to ciało nie było moje, jak gdyby to tylko głowa była moja, a od szyi w dół ciało zostało zaanektowane przez dzieci. Każdy centymetr ciała był przeznaczony do karmienia, tulenia, ślinienia, bicia, ściskania, noszenia, mruczenia i śpiewania. Karmienie obojga dzieci zajmowało mi kilka godzin dziennie. Dzisiaj nie wiem, jak to zniosłam.

W życiu z noworodkiem jest taki moment, gdzie noworodek przestaje wisieć na piersi, a jego pory karmienia się normują. Zamiast 13 razy na dobę pierś wyciąga się 6-8 razy na dobę. To pierwsza poważna ulga dla młodej mamy; pierwsze zmęczenie mija. Noworodek zaczyna być “odkładalny”, można się też przyjrzeć jego emocjom i rozwojowi. To taki fajny okres jest, serio. Ale nie u nas.

W naszym przypadku normalizacja karmienia noworodka, a potem niemowlęcia, nie przyniosła mi ulgi, bo córka czasami chciała być karmiona w tym samym czasie, a czasami pomiędzy. Odmowa skutkowała okropną histerią. Potem doszły do tego problemy ze snem, wieczne rozdrażnienie, odmowa jakiegokolwiek jedzenia. Jedna myśl tłukła mi się po głowie…

Zostałam sterroryzowana przez swoje dzieci.

Straciłam kontrolę nad tym procesem, bałam się, że jeśli zrezygnuję z podawania piersi córce, to ona nie da mi żyć. Zawsze wyznawałam zasadę, że będę karmić do samoodstawienia.

Nagle okazało się, że mam bliźnięta, wymagające karmienia co 3-4 godziny, tylko że…jeden jest jakieś 6 kilogramów cięższy od drugiego.

To się kiedyś skończy

…powtarzałam sobie w duchu. Każdy dzień był bolesny do zniesienia. Wstawałam z dziećmi, chodziłam czasami spać o 20-21, gdyż nie wiedziałam jak się nazywam ze zmęczenia. Miałam problemy ze snem i z dobudzeniem się.

Apogeum tego wszystkiego to był moment, kiedy córka wyrzucała mojego męża z łóżka, żeby ze mną spać. To trwało ponad miesiąc. Po jednej stronie miałam żarłoczne niemowlę typ high need, a po drugiej histerycznego starszaka typ terrible two. Zmieniałam tylko boki, uważając, żeby nie obudzić albo jednego albo drugiego dziecka. Mąż spał na kanapie. Przynajmniej nie musiałam dbać o to, z której piersi karmię, bo zmierzyłam, ile mleka wysysa jedno i drugie i okazało się, że jest to wartość zbliżona.

Karmienie w tandemie ma zalety

Z tekstu może wynikać, że karmienie w tandemie nie ma zalet, jest okropnie trudne i zajmujące. Jasne, jest. Ale każdy medal ma dwie strony i każda niedogodność ma równoważącą ją zaletę – to właśnie z tego powodu nie odstawiłam córki od piersi, pomimo, że już miała za sobą jedno samoodstawienie.

Zdrowie dzieci.

Większa odporność.

Obniżenie ryzyka alergii i astmy.

Psychiczne wsparcie starszaka.

Budowanie więzi między dziećmi.

Duże dawki oksytocyny, które jakoś pozwalają przetrwać.

Dodatkowe 400 kcal, które można zjeść bez wyrzutów sumienia.

Budowanie poczucia, że oboje dzieci jest tak samo ważne.

Niepłodność laktacyjna.

Łagodzenie stresu starszaka po powrocie z przedszkola. Miejsce przy piersi jest bezpieczną przestrzenią na spuszczenie emocji.

Karmienie w tandemie to te chwile, gdy bycie matką jest przepiękne. Masz prawie cały świat w swoich ramionach, czujesz, że jesteś silna, piękna i potrzebna. I to jest właśnie to, dlaczego nie przestanę.

Czujesz się jak koks dwucyc, a status diamentowych piersi sam się wbija. 

karmienie w tandemie
Karmienie w tandemie w moim ukochanym studio jogi Yam. Zdjęcie @panimałgo

Karmienie w tandemie – jedziemy dalej

Syn skończył 4 miesiące, czuję, że karmienie w tandemie zaczęło się normalizować. Córka je rzadziej i zaczyna rozumieć, że pierś jest rano, do drzemki i do spania. Ale do tego potrzebne jest zrozumienie dziecka, ogarnianie przez niego pojęć. Z bardzo małym dzieckiem to jest ograniczone.

Rozumiem bardziej syna i podążam za potrzebami obojga dzieci.

Powoli zaczyna mi to sprawiać przyjemność, bo karmienie nocne jest tylko jedno, sypiam po 4 godziny ciągiem. Zaczyna być pięknie.

Ale pierwsze 3 miesiące były wymagające i musiałam się rozprawić z tymi wszystkimi złymi emocjami, zrozumieć sytuację, przyzwyczaić się do bycia matką dwójki malutkich dzieci.

Czy zdecydowałabym się jeszcze raz, wiedząc z czym to się wiąże?

Tak. Wcześniej zaczęłabym nakreślać granice. Ale być może to by się nie udało, bo mamy do czynienia nie z jednym, nie z dwójką, ale z trójką istot.

No i…z dziećmi nigdy nic nie wiadomo. 🙂

 

karmienie w tandemie
Karmienie w tandemie w moim ukochanym studio jogi Yam. Zdjęcie @panimałgo

 

Zdjęcia wykonała Małgorzata Kaczmarek. Odwiedź ją, jeśli masz chwilę. Wczuwa się w to, co robi. 😉

Zapraszam Cię także do przeczytania mojego artykułu o karmieniu piersią oraz o moim pierwszym roku z dzieckiem. 🙂

Jeśli podoba Ci się to, co robię, odwiedź mojego instagrama i FB.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.